Patchworkowy challenge

Artykuł opowiada o rzeczywistości rodzin patchworkowych. Porusza najważniejsze aspekty ich funkcjonowania, głównie z perspektywy osoby, która nie jest rodzicem dziecka/ dzieci swojego partnera. Autorka wskazuje na, co warto postawić nacisk, aby wspólne życie w codzienności rodziny patchworkowej było źródłem szczęścia i poczucia bezpieczeństwa dla wszystkich jej członków.
Patchworkowy challenge

Życie w patchworkowej rodzinie to wielkie wyzwanie i często sprawdzian dojrzałości emocjonalnej jej dorosłych członków. Z pozoru może wydawać się, że funkcjonowanie w takim układzie – jeśli wszyscy się kochają i chcą dla siebie dobrze – to nic szczególnego. Rzeczywistość jest jednak inna, a miłość i dobre intencje nie są gwarantem sukcesu, ponieważ bywają utrudnieniem trzeźwej oceny sytuacji. 

Na początku jest decyzja

Każdy związek zwykle zaczyna się od wielkich emocji, zakochania i patrzenia na świat przez różowe okulary. Bardzo często zapominamy wtedy, że życiowych decyzji nie wolno podejmować pod wpływem euforii czy dużego stresu. Wybór osoby posiadającej dziecko lub dzieci z poprzedniego związku na partnera do budowania wspólnego życia, musi być decyzją bardzo przemyślaną. I podjętą z pełną gotowością do ponoszenia konsekwencji i zmagania się z trudnościami, jakie z tego wynikną. W pewnym sensie warto jest zawrzeć umowę z samym sobą, że wchodząc w ten układ, mam gotowość na poświęcenie, mądre stawianie granic i – co bardzo ważne – w sytuacjach kryzysowych skorzystam z pomocy doświadczonych osób i specjalistów. Już na początku musimy założyć, że potrzeby i uwarunkowania poszczególnych członków w tej rodzinie będą inne niż w tych klasycznych. Zatem podejmując decyzję o budowaniu rodziny patchworkowej, dobrze jest przeanalizować za i przeciw, rozważyć możliwe trudności i przewidzieć pewne wymagania emocjonalne, przed jakimi staniemy. I ostatecznie postawić sobie pytanie: czy jestem na to gotowy?

Dobro dziecka to wybór „tu i teraz”

Najistotniejszym elementem funkcjonowania rodziny patchworkowej jest poukładanie wzajemnych relacji, zwłaszcza na linii dziecko – „nierodzic”. Specjalnie używam tego neologizmu, abyśmy mieli świadomość, że od początku powinniśmy zgodzić się na takie myślenie. Oczywiście dotyczy to sytuacji, kiedy oboje rodzice dziecka żyją i są obecni w jego życiu. Bycie „nierodzicem” oznacza, że nasza rola ma być ograniczona i poddana obiektywnemu dobru dziecka. Powiedziałabym nawet, że warto, abyśmy stanowili dla niego pewnego rodzaju azyl emocjonalny i relacyjny, zwłaszcza w sytuacji konfliktowej pomiędzy jego rodzicami. W praktyce może to wyglądać tak, że jako „nierodzic” przekazujemy dziecku ster w budowaniu naszej relacji z nim (oczywiście w granicach uwarunkowań jego zdrowego rozwoju). Na przykład pozwalamy mu mówić do nas ciociu/wujku lub po imieniu, nie zmuszamy do okazywania czułości, do mówienia, że nas kocha; nie narzucamy form przywitania i pożegnania. W obszarze komunikacji pozwalamy mu decydować o tym, o czym chce nam powiedzieć, a co woli zachować jako tajemnicę ze swoim rodzicem, a także nie wypytujemy o sytuację w jego drugiej rodzinie. Ważne jest zrozumienie, że czasami musimy stać z boku, dawać dziecku i rodzicowi czas bez naszej obecności i zgodzić się na to, że mają swoje sprawy, w których nie uczestniczymy. Druga strona tego medalu jest taka, że kiedy dziecko sygnalizuje, że nas potrzebuje i chce naszej obecności czy aktywności, powinniśmy mu je dawać, a gdy pragnie z nami rozmawiać, powinniśmy słuchać i być. To bardzo trudne, ponieważ w pewnym momencie możemy poczuć się jak zabawka, która nie ma prawa do własnych decyzji, ale warto wtedy zadać sobie pytanie: jaka jest intencja mojego zachowania?

Dobro dziecka to wybór dokonywany tu i teraz, w każdej kolejnej sytuacji. Raz tym dobrem będzie pozwolenie mu na zabawę tylko z rodzicem, a innym razem – zaproszenie go do wyjścia ze strefy komfortu i pokazanie wartości spędzania czasu wspólnie. Jednak to muszą być decyzje podejmowane w czasie teraźniejszym, w zgodzie ze wspólnymi wartościami, na jakich budujemy rodzinę i uwzględniające aktualny etap rozwoju i potrzeby dziecka. Warto przy tym także zaufać intuicji rodzica i wsłuchiwać się w jego potrzeby oraz trudności. 

Ktoś może zapytać: „A co z «nierodzicem», czy on się nie liczy?”. Bardzo się liczy, dlatego powinien rozmawiać o swoich emocjach i trudnościach z partnerem, a także wyrażać swoje potrzeby. Wspólnie należy szukać sposobów funkcjonowania, aby wzajemnie się wspierać i uzupełniać w tych obszarach, gdzie niedomagamy. Dojrzały człowiek sygnalizuje problemy, asertywnie się komunikuje i szuka rozwiązań. Ale równocześnie jest odpowiedzialny za dzieci, które mają trudniej, a same nie potrafią zatroszczyć się o siebie. Bycie członkiem rodziny patchworkowej naprawdę wymaga podwójnej dojrzałości i odporności. Nie ma co naginać rzeczywistości, a co gorsza, dopasowywać dzieci do wyobrażeń i potrzeb dorosłych. 

Relacja między partnerami to fundament

Wspominałam na początku, że decyzja o budowaniu rodziny patchworkowej powinna być przemyślana i podjęta z całą odpowiedzialnością. I musi to być wspólna decyzja. Relacje małżeńskie czy partnerskie w związku nie są łatwą sztuką, a co dopiero z takim dodatkowym obciążeniem. Nie wyobrażam sobie zatem, aby w relacji partnerów rodziny patchworkowej zabrakło doskonalenia umiejętności komunikacji, szczerości, dbania o czas dla siebie i znajomości wzajemnych potrzeb, marzeń i sposobów na radzenie sobie ze stresem. Tutaj nasze zaangażowanie powinno być podwójne, ponieważ dźwigamy dodatkowe ciężary i od początku o tym wiemy. Bardzo ważne jest więc wspólne ustalanie granic, jakie chcemy stawiać dzieciom, a także sposobów reagowania na trudne zachowania. I równie ważne jest mówienie sobie o momentach, które nas przerastają. Może to być np. sytuacja, kiedy dziecko wypowiada bardzo trudne słowa: „Nie jesteś moją mamą”, „Przez ciebie tata nie mieszka z moją mamą”, „Lepiej gdybyś się wyprowadził” itp. Niektórych te słowa bardzo dotkną, więc zareagują emocjonalnie, podczas gdy inni będą potrafili odpowiedzieć asertywnie i uspokoić atmosferę. Musimy o tym rozmawiać i wiedzieć, kiedy i kto powinien interweniować. Nie ma nic złego w przyznawaniu się do tego, że czegoś nie potrafimy, albo coś nas przerasta – ale trwanie w złych postawach jest szkodliwe. Zatem jako partnerzy w rodzinach patchworkowych musimy być świadomi, wrażliwi, otwarci na ciągły rozwój i bycie dla siebie nawzajem oparciem, aby nasza relacja dawała nam siłę podczas kryzysów. Każdy z nas osobno powinien też dbać o siebie i zaspokajać swoje potrzeby: mieć kogoś, komu może się zwierzyć, troszczyć się o czas dla samego siebie, realizować swoje pasje, otaczać się przyjaciółmi i w razie potrzeby korzystać ze wsparcia specjalistów. Wyciąganie ręki po pomoc i profesjonalne wsparcie jest objawem dojrzałości, a nie powodem do wstydu. Zwłaszcza rodzic uwikłany w konflikty generowane z powodu złej woli byłego partnera, potrzebuje oparcia i możliwości „odetchnięcia” w swoim aktualnym związku. Jeśli je znajduje, znajdzie także siłę i inspirację do podejmowania właściwych decyzji. Pomiędzy partnerami jest przestrzeń na rozładowywanie napięć i pozbywanie się złych emocji – w poczuciu akceptacji i bezpieczeństwa. Jesteśmy wtedy gotowi, by wychodzić do dzieci silni i przygotowani na trudne sytuacje. 

Otaczajmy się dobrem

Jest jeszcze jeden bardzo ważny element, który wspiera i wzmacnia każdą rodzinę, a zwłaszcza patchworkową. Są nim dobre relacje z innymi rodzinami. Kiedy żyjemy w stresie i ciągle zmagamy się z różnymi przeciwnościami, zdarza nam się izolować od ludzi i „kisić we własnym sosie”. To strategia osłabiająca wszystkich członków rodziny. Kiedy wychodzimy do dobrych ludzi i spędzamy z nimi czas, nasz organizm wytwarza endorfiny i oksytocynę, a poziom stresu się obniża. Spotkania z innymi rodzinami pozwalają nam obserwować i rozumieć, że inni też mają problemy, a przy okazji uczymy się także nowych rozwiązań. Idealnie byłoby, gdybyśmy jeszcze mogli rozmawiać ze sobą o trudnościach i wymieniać się perspektywą widzenia obecnej sytuacji. Z dystansu widać lepiej, ponieważ emocje nie ułatwiają nam trzeźwej oceny. Bardzo wartościowe jest otaczanie się takimi ludźmi, którzy potrafią nas nie oceniać i nie zasypywać radami, ale przyjmują nas, dając wsparcie, radość czy dobre słowo. W dobie elektroniki zapominamy, że uśmiech drugiej osoby potrafi przynieść słońce w pochmurny dzień. Czasami trzeba powalczyć o takie relacje i ich poszukać, albo cierpliwie je budować – one naprawdę bywają zbawienne. 

Perły powstają w trudzie

Skoro jest tak trudno i tyle wysiłku trzeba wkładać w budowanie rodziny patchworkowej, wydaje się, że lepiej nie wchodzić w takie skomplikowane układy. Rzeczywiście nie warto w nie wchodzić, jeśli ktoś szuka łatwych i przyjemnych relacji, z których ewentualnie można kiedyś zrezygnować. Każda rodzina, związek, relacja to wyzwanie, ponieważ wszyscy jesteśmy doświadczeni różnymi ciężarami wynikającymi z naszej historii życia. Jednak odwaga podejmowania wysiłku i gotowość do pokonywania trudności niesie ogromną wartość i satysfakcję. W dzisiejszych czasach jesteśmy indoktrynowani, że dobre i atrakcyjne jest to, co łatwo przychodzi, daje same korzyści, jest szybko osiągalne i nie wymaga od nas zbyt wiele. Jednak takie przekonania czynią nas kalekami w obszarze budowania relacji z ludźmi. Kiedy szukamy wyników wieloletnich badań1 i czytamy literaturę naukową, dowiadujemy się, że w życiu człowieka niezmiennie najważniejsze są relacje z innymi i to właśnie one są źródłem naszego szczęścia2. W rodzinach wszystko się zaczyna. Niestety często dopiero w dorosłym życiu odkrywamy konsekwencje pewnych zachowań, sytuacji czy problemów, jakie miały miejsce w naszych domach. Dlatego warto być człowiekiem świadomym i poszukującym prawdy i wiedzy. Jeżeli zainwestujemy nasz wysiłek i czas w budowanie relacji rodzinnych, jeśli podejmiemy trud autorefleksji i rozwiniemy nasze kompetencje społeczne, to mamy szansę budować społeczeństwo, które kształtuje ludzi zdolnych do budowania własnego szczęścia w oparciu o relacje z innymi.

1 www.adultdevelopmentstudy.org

2 www.fris.pl

Plantacja pereł w naszym domu

Moje własne doświadczenie życia w patchworkowej rodzinie – która dodatkowo mierzy się z innymi problemami – jest pełne burz i tęcz. Czasami jest naprawdę ciężko, ale nie zmieniłabym swojej decyzji, gdyby ktoś dał mi taką możliwość. Staram się żyć według opisanych tu wskazówek i wciąż odnawiam w sobie świadomość, dlaczego zdecydowałam się na życie z człowiekiem „po przejściach”. Miłość jest powodem, ale także drogowskazem. Przypominam sobie, jakie wartości są dla mnie w życiu ważne, i stawiam pytanie o to, jak jest dzisiaj. Zwykle doprowadza mnie to do znalezienia sposobu na wyjście z kryzysu. Dużo rozmawiamy z mężem i nie boimy się mówić sobie o najtrudniejszych uczuciach czy myślach. Kiedy mam dosyć i emocjonalnie kipię, to jadę wypłakać się do przyjaciółki, albo robię sobie czas relaksu z dobrym jedzeniem i muzyką. Mam ostoję w rodzicach i rodzeństwie nas obojga – tam zawsze znajduję wsparcie i zrozumienie. Ponadto angażuje się w inicjatywy, które pomagają rodzinom i dzieciom (zwłaszcza dotkniętym rozpadem i konfliktami), i dzielę się swoim doświadczeniem. Wierzę w to, że mój wysiłek ma sens i coraz częściej widzę jego owoce. Kiedy spotykam ludzi w podobnych sytuacjach jak nasza, próbuję nawiązać konwersację i wysłuchać ich historii. Dużą mówię o znaczeniu postawy „nierodzica” i konsultuję się ze specjalistami, aby lepiej rozumieć świat dzieci. Najważniejsze dla mnie jest to, że kocham prawdę i nie boję się z nią konfrontować. Moje życie jest wspaniałe, pomimo ilości trudu i bólu w mojej historii, ponieważ moja codzienność to miłość i walka o nią. Wierzę, że nigdy się nie poddam.

Zdjęcie autorstwa Nathan Dumlao z serwisu Unsplash

Przeczytaj także

Facebook
Twitter
LinkedIn