Eksrodzina, eksznajomi – czy nasz rozwód to ich sprawa?

Nasze rozstanie, a co z rodziną, znajomymi? Z nimi też się rozstajemy? Czy teściowa po rozwodzie to nadal rodzina?
Eks rodzina eks znajomi – czy nasz rozwód to ich sprawa

Nasze rozstanie, a co z rodziną, znajomymi? Z nimi też się rozstajemy? Czy teściowa po rozwodzie to nadal rodzina? To i wiele innych pytań dotyczących tego, co pozostaje po rozwodzie, jak też spoglądanie na powycinane w albumach „okienka”, to potrzeba uporządkowania tematu, co zdoła zniszczyć jedno rozstanie dwojga ludzi. Pisząc „okienka” w albumach mam na myśli zniszczone w emocjach wspólne wspomnienia. Można zastanowić się, co lepsze, czy zwykłe „delete” w telefonie i skasowanie wspólnych zdjęć. To mniej boli, niż oglądanie takich pociętych zdjęć, które w przyszłości nikomu nie posłużą? Nawet na puzzle nie będą się nadawać. Zatem dlaczego niszczymy przeszłość, w tym rzeczy materialne, jak i przyjaźnie, koleżeństwo i to w imię złości na jedną osobę.

Jak najszybsza odpowiedź na pytanie, czego nie uda nam się zniszczyć, byłaby bardziej na miejscu. Zastanowienie się, że wraz z zerwaniem przez nas więzi z dziadkami, wujkami, ciociami, znajomymi tracimy dużą grupę osób, które były bliskie dla nas i dla naszych dzieci. Czy jak tworzymy „pole bitwy” to pytamy dzieci o zgodę? Może nie zechcą uczestniczyć w rozstaniach, które my sobie precyzyjnie wymyślimy. Zanim ochłoniemy po rozstaniowych emocjach okazuje się, że nasz świat skurczył się co najmniej o połowę. Jesteśmy parą, mamy dzieci, rodziców, siostry, braci, kuzynów, znajomych, sąsiadów i nagle przychodzi ten moment, który ledwo sami możemy spokojnie opanować, myślenie o innych przekracza nasze możliwości.

A przecież tak nie powinno być. Oni są i będą stałą częścią życia naszego i naszych dzieci. Ograniczone widzenia i rozluźnione więzi to tylko namiastka spustoszenia po rozstaniowym/rozwodowym konflikcie. Nie tylko nam, ale i naszym dzieciom zanika więź z osobami bliskimi dla ojca naszych dzieci, czyli dziadkami, często jego rodzeństwem. Z dużym opóźnieniem orientujemy się, że nasze dziecko straciło przyjaciela, którym na przykład był syn kolegi taty. Jak wytłumaczyć dziecku, że nie chcemy jechać na coroczny piknik do cioci, która mieszka w atrakcyjnej miejscowości? Przecież nie powinniśmy angażować dziecka w nasze cierpienie i smutek, więc wykluczamy opowiadanie, jak bardzo bolesna byłaby dla nas taka sytuacja. Wspólne spotkanie z rodzicami żony/męża bywa też często niemożliwe. Jeden strach nakłada się na drugi. Świadomość złości i niepokoju dziecka też nas przeraża. Unikamy pytających spojrzeń, które oczekują wyjaśnienia. Może to już ten moment, żeby zapanować nad sytuacją? 

Dopiero po jakimś czasie, kiedy to chociaż trochę nasze emocje opadną rozglądamy się wokół i widzimy, że stało się coś, czego nie przewidzieliśmy do końca. Nasza rodzina podzieliła się, sąsiedzi, znajomi rozpadli się na dwie grupy „moja i jej/jego”. 

Jednak jeszcze to nie ten moment, żeby przyznać, co jest przyczyną takie stanu rzeczy?

Nadal utwierdzamy się w przekonaniu, że to inni zawinili, że złe emocje, wrogość zaatakowała nas.

Nasza oficjalna wersja to tkwienie w pozycji ofiary, której ta „jej/jego strona mnie nie lubi i nie akceptuje” Nasze analizy posuwają się też do nadinterpretacji, że tak naprawdę nigdy nie byłam/byłem lubiany przez rodzinę, znajomych drugiej strony. Nie bierzemy pod uwagę tego, że 10, 15 lat wszystko funkcjonowało idealnie. To, co kiedyś było normalnością, teraz stało się niemożliwym do zaakceptowania precedensem. Jednak zapewne to za wcześnie na rachunek sumienia i wyciągnięcie wniosków. Czy teściowa, z którą nigdy nie kłóciliśmy się, nagle przestała nas zapraszać na święta, bo przestała nas lubić? Czy rzeczywiście, to jak potoczyły się relacje z rodziną tej drugiej strony, to zawsze wina innych? Jak zachowaliśmy się zaraz po decyzji rozstania? Czy na pewno nic nie zmieniło się w nas samych?

Te pytania pozostaną bez odpowiedzi, dopóki nie zrobimy inwentaryzacji naszych reakcji, zachowań, słów, które padły, emocji, które powodowały nasze czyny.

Do takich wniosków potrzeba czasu, ale to otrzeźwienie przychodzi, nawet jak włączymy dobrze naoliwiony hamulec. Jest tylko kwestia czasu, kiedy zdobędziemy się na odwagę, że powiedzieć to głośno. Finałem naszych przemyśleń może być odwrócenie złych, nadszarpniętych relacji i próba przywrócenia normalności.

Można zacząć małymi krokami. Uczenie się dobrych relacji od nowa, naprawianie zła, które wyrządził czas niepokoju, chaosu, nie jest łatwe. Pierwszym krokiem może być spytanie dzieci, czy nie chcą porozmawiać przez telefon z babcią, dziadkiem. Nie wstydźmy się uczyć komunikacji, dając dobry przykład naszym dzieciom. To one będą miały twarz z wymalowanym szacunkiem do nas, jak usłyszą grzeczną, serdeczną rozmowę z kimś z rodziny, wcześniej odrzuconym. Nie do opisania jest korzyść, jaką w efekcie osiągniemy. Jak bardzo ulżymy naszym dzieciom, tym, że będą mogły bez poczucia winy odwiedzić druga babcie/dziadka, widząc naszą przychylność. 

Warto przełamać się i wybrać takie rozwiązanie, które przynajmniej zadowoli nasze dziecko. Kolejnym krok to elastyczne podejście do ustalania harmonogramu opieki. Pięknie zakończyłby się dzień, jeśli nastąpiłoby ustalenie dodatkowego dnia opieki dla taty, żeby dziecko mogło uczestniczyć w spotkaniu rodzinnym lub z zaprzyjaźnioną grupą znajomych. Do tego potrzebna jest elastyczność w nas i gotowość na zmiany. Oczywiście wiąże się to często w pewnymi odstępstwami od tego, co zawarte jest w porozumieniu rodzicielskim. Pytanie, czy warto? Tak, po stokroć, tak a jeśli mamy wątpliwości, po co nam to, patrząc na nasze dzieci, odpowiadamy sobie; warto zrobić to dla nich.

Podany wyżej przykład, jak nasze dziecko traci kolegę, z którym wiele lat doskonale bawił się, to problem niskiej wagi. Co jednak zrobić, jeśli nie mamy ochoty widywać byłych teściów, którzy jednak należą do najbliższej rodziny naszego dziecka. Od razu przypominamy sobie nieprzyjemne sytuacje, którym udziałem byli teściowie. Tu również wskazany jest dystans. Niezależnie co myślimy o byłych teściach, zostawmy to dla siebie. To nie dotyczy ich relacji z wnukami. Najgorsze, co możemy zafundować naszym dzieciom to podwójna lojalność. Zwłaszcza młodsze dzieci wyrażają uczucia tego rodzica, z którym zamieszkały po rozstaniu. Dzieci po naszych minach, gestach, tonie głosu odgadują, co myślimy. Jak najszybciej należy oddzielić uczucia i emocje „byłej synowej/zięcia” od uczuć „matki/ojca”. Na oddzielny artykuł zasługuje temat, jak powinni zachowywać się dziadkowie, babcie, gdy świat ich dzieci zmienił się, a wnuki są osamotnione i nie zawsze rozumieją, co powoduje, że dorośli zmieniają się z sympatycznych w niemiłych, z kulturalnych w niegrzecznych. Pomoc i wsparcie i wytłumaczenie takich zachowań należy się naszym dzieciom i całej reszcie rodziny i znajomym. To lepsze wyjście, niż wikłanie ich w nasze konflikty i stawianie w niezręcznej sytuacji. 

Do tematu „ nasze otoczenie po rozstaniu” trzeba wracać wielokrotnie, dopóki nie zrozumiemy, jaki jest sens słowa „dojrzałość” w świecie nas, dorosłych.

Zdjęcie autorstwa Tyler Nix z serwisu Unsplash

Przeczytaj także

Facebook
Twitter
LinkedIn